czwartek, 20 grudnia 2012

a może banan?

Zauważyłam, że moje kochane maleństwo nie lubi jabłek. W żadnej postaci. Nie zje tartego jabłuszka ani musu jabłkowego. Stwierdziliśmy z mężem, że trzeba coś z tym zrobić, bo przecież owoce też jeść powinien. Postanowiłam mu dodać nowy owoc do już dość bogatego menu. W najbliższym czasie mogłabym mu podać owoc dzikiej róży lub jagody. Hmm... skąd tu zimą wziąć takie owoce? W ogóle w tym okresie ciężko o owoce dla takiego maluszka (pamiętajcie, żeby nie dawać niemowlakowi cytrusów - silnie uczulają).
Producenci słoiczkowych dań po 4 miesiącu proponują podawać dziecku banana. Natomiast pediatrzy sugerują podanie go dziecku dopiero w 8 m. ż., ale nikt nie powiedział czy ma być on surowy czy gotowany. Może taki gotowany banan będzie lżejszy dla malutkiego brzuszka? Postanowiliśmy spróbować... i tak oto powstał nowy deserek - ryżowy z jabłkiem i bananem (przepis oczywiście znajdziecie na moim blogu z przepisami :))

Ignaś już od dwóch dni zajada się nowym, słodziutki deserkiem. Problemów z brzuszkiem nie zauważyliśmy. :)

Szczepienia odc. 2

Drugie szczepienie także mamy już z głowy... Zalicza się do niego:
1. Błonica, Tężec, Krztusiec (DTPw) 3 w 1
2. HIB
3. Polio


Tak jak pisałam wcześniej wybraliśmy te bezpłatne szczepionki (refundowane przez NFZ). I tak samo jak wcześniej nie zaobserwowałam żadnych niepokojących odczynów poszczepiennych (poza podwyższoną temperaturą i rozdrażnieniem).

Ponieważ poprzednim razem rozpoczęliśmy szczepienia przeciwko Rotavirusom, także i tym razem musieliśmy zaszczepić Ignasia (szczepionka jest doustna). Wybraliśmy Rotarix i na szczęście była to już ostatnia dawka :)

Moje przepisy

Kochani, zapraszam Was na mojego oddzielnego bloga tylko z przepisami na dania dla maluszków :)

Aby do niego przejść poszukajcie go w linkach :)

czwartek, 13 grudnia 2012

rewolucje w małym brzuszku

W przypadku gdy dziecko karmione jest mlekiem modyfikowanym pediatrzy zalecają aby zacząć rozszerzać mu dietę już po 4 m.ż (po 6 m.ż. dla dzieci karmionych piersią). Tak też uczyniłam. :)
Szukałam długo przepisów a także co w jakim czasie powinno się dodawać do diety dziecka.
W jednym serwisie internetowym jest napisane, że w 5 miesiącu dziecku można podawać tylko marchewkę, ziemniaka, dynię i jabłko. No ale tak przez cały miesiąc tylko to? A z kolei w drugim co trzeci dzień każą dodawać do diety coraz to nowe warzywo, a po 2 tygodniach już nawet mięso kurczaka. Tu wydaje mi się, że to jednak za szybko. Zdecydowałam się na ten "wolniejszy" tryb wprowadzania nowości Ignasiowi. I tak przez ponad 2 tygodnie synek stołował się na marchewce, ziemniaku, dyni i jabłuszku. Stwierdziłam, że przez cały miesiąc nie dam rady mu tak gotować i że czas coś dodać. Ponieważ obiadki gotuję sama (i naprawdę wszystkim to polecam - głównie dlatego, że macie kontrolę nad tym co dajecie dziecku a i możecie dowolnie komponować zupki) przygotowuję je na 4-5 dni i jak się skończą to robimy nową zupkę z czymś nowym. I tak też ostatnio synek jadł pietruszkę i teraz je seler.
Z owocami jest nieco gorzej. W 5 miesiącu maleństwu wolno tylko jabłuszko, a potem dochodzą czarne jagody i dzika róża. Skąd ja to wezmę w środku zimy? Nad tym się jeszcze chwilę zastanowię, a póki co urozmaicam deserki jabłkowe (przepisy wkrótce). 


Szczepienia odc. 1

Szczepienia... był to dość kontrowersyjny temat w naszej rodzinie.
Razem z mężem chcieliśmy aby Ignaś był szczepiony szczepionkami skoagulowanymi. Niestety są płatne i kosztują sporo. Jednorazowy koszt takiej szczepionki to ponad 300 zł. Byliśmy gotowi na taki wydatek w danym momencie, ale co jeżeli później nie będzie nas stać? A jak się już wybierze "tryb" szczepień to zmienić go nie można. No i też bardzo chcieliśmy aby synek był zaszczepiony na Rotavirusy, Pneumokoki i Meningokoki - a i te sporo kosztują. Gdyby tak zsumować wszystkie - daje nam to koszt prawie 1000 zł przez 3 kolejne szczepienia - czyli 3000 zł. Hmmm... a podobno w Polsce szczepienia są bezpłatne... Te słabej jakości owszem.
Moi rodzice z kolei zabronili mi szczepić dziecko "tymi cudami" i stwierdzili, że to "nie wiadomo co" a "znajomej znajoma to nimi zaszczepiła dziecko i teraz jest warzywkiem!". Po tym ostatnim się popłakałam i nie rozmawiałam z nimi przez ponad 2 tygodnie.
Natomiast teściowie nie ingerowali w naszą decyzję tak jak moi rodzice. Po pierwszym szczepieniu gdy powiedziałam im, że mały miał 3 zastrzyki i jedno w postaci kropelek doustnie stwierdzili, że "tak nie można dziecka męczyć i że trzeba było wziąć tą szczepionkę gdzie dziecko jest tylko raz ukłute". Gdy powiedziałam im ile to kosztuje, zmienili zdanie.

Do pierwszego szczepienia (już tego poza szpitalem) wlicza się:
1. Błonica, Tężec, Krztusiec (DTPw) 3 w 1
2. HIB
3. WZW B
To oczywiście te obowiązkowe (nie dajcie sobie tego wmówić - to obowiązek obywatelski - tak jak wybory - możesz ale nie musisz).
Zdecydowaliśmy się na bezpłatny zestaw szczepień - w końcu ludzie tymi szczepionkami szczepią dzieci, a i nigdzie w sieci nie znalazłam żadnych informacji o poważnych powikłaniach po nich. Do takiego zestawu dorzuciliśmy Rotavirusy. I tak oto zamknęliśmy się w koszcie 350 zł za Rotarix. Ignaś po szczepieniu nie miał żadnych powikłań poza podwyższoną temperaturą - ok. 37,5 st. C i bólem ukłutych miejsc.

Kalendarz szczepień (źródło www.szczepienia.pl)


Kochani, jeżeli chcecie szczepić na Rotavirusy, Pneumokoki i Meningokoki to już Wam mówię (sama długo szukałam takich informacji):
1. Rotavirusy - należy rozpocząć szczepienia przed ukończeniem przez dziecko 6 m.ż. - później już się nie szczepi dziecka.
2. Pneumokoki - można szczepić od urodzenia, ale w 1 r.ż. wkłuć jest 4 - 3 w kolejnych szczepieniach i dawka przypominająca po 1 r.ż. a po 1 r.ż wkłuć jest już tylko 2. Warto jest zaszczepić dziecko gdy wysyłamy jest do żłobka, przedszkola - wtedy gdy będzie miało styczność z innymi dziećmi.
3. Meningokoki - warto zaszczepić dziecko wtedy gdy zostanie w domu z osobą starszą np.: babcią. Chorują głównie małe dzieci i osoby w wieku podeszłym. W 1 r.ż. wkłuć jest 3 + jedna dawka przypominająca a po 1 r.ż. wkłucie jest tylko jedno.


Karmienie butelką

Decyzję o karmieniu mlekiem modyfikowanym podjęliśmy z mężem po około 2 tygodniach od powrotu ze szpitala. Mam płaskie brodawki i już w szpitalu położne powiedziały mi, że będę mieć problemy z karmieniem. Ale ja chciałam... chciałam karmić synka piersią tak jak chciałam rodzić siłami natury. I tu znów los pokrzyżował moje plany. Karmiłam syna często, praktycznie nie odstawiałam go od piersi. Karmiłam z nakładkami i bez nakładek. Brodawki miałam obolałe i poranione, a Ignaś był ciągle głodny. Zasypiał na parę chwil i budził się z płaczem. Odciąganie pokarmu laktatorem również nie pomogło. Byłam wykończona. Po pewnym czasie zaczęłam go dokarmiać butelką. Igi robił się spokojniejszy (jakby bardziej najedzony) i dłużej też spał. Zdecydowaliśmy się na całkowite przejście na mleko modyfikowane. Wybraliśmy Bebilon 1 - pediatra powiedział nam, że to najlepsze z dostępnych na rynku. Dzięki wyborze tego mleka mogliśmy również zrezygnować z podawania Ignasiowi wit. K i wit. D - obydwie są w nim zawarte i to w 100% dawce.
Butelki wybraliśmy firmy Tommee Tippee. Są drogie, ale bardzo dobre. Smoczki mają kształt kobiecej piersi, dzięki czemu maluszek ładnie ssie. Są anty-kolkowe - Ignaś ma już 5 miesięcy i na palcach jednej ręki mogę wyliczyć dni w których miał kolkę. Myślę, że warto wydać troszkę więcej, ale mieć pewność co do produktu. Ale to Wasz wybór... W każdym razie - proszę nie kupujcie tych najtańszych. Poszukajcie w sieci informacji o producentach butelek i opinii o nich. Acha... jeszcze jedno do butelek konieczny jest sterylizator. Ja kupiłam używany - właśnie firmy Tommee Tippee. Sterylizator jest mikrofalowy. Wlewam do niego wodę, wkładam butelki i smoczki, wstawiam do mikrofali na max. 8 minut i wszystko jest już sterylne. Przydaje się również podgrzewać - bardzo zaoszczędza czas - 2, 3 minuty i mleko jest już ciepłe a maluszek nie musi czekać (w tym czasie można zmienić pieluszkę).

Na początku byłam bardzo speszona tym, że nie jestem prawdziwą matką i że nie karmię dziecka piersią. Mówili mi, że "przecież to takie nienaturalne", że "robię dziecku krzywdę". Nieprawda... i teraz wiem to doskonale. To ja jestem jego mamą i to ja doskonale wiem co będzie dla niego lepsze. 

Już się nie boję karmić synka w miejscu publicznym butelką. Zawsze mam ze sobą ciepłą wodę w butli (w termosie) i pojemniczek z odmierzoną ilością proszku. Ludzie się patrzą... ale już się tym nie martwię. To moje dziecko i kocham je nad życie bez względu na to czy karmię go piersią czy butelką. 

Cesarka

Pamiętam, że wiadomość o konieczności wykonania cesarskiego cięcia była dla mnie szokiem. Pytałam: Jak to? Przecież chciałam rodzić naturalnie! Niestety syn zdecydował za mnie - był ułożony miednicowo.
Poród siłami natury przy takim ułożeniu dziecka jest jak najbardziej możliwy (moja mama tak rodziła), ale jest dość niebezpieczny dla dziecka i dlatego w przypadku kobiet rodzących po raz pierwszy wskazaniem do porodu jest CC. 
Pamiętam, że długo prosiłam Ignasia, żeby jednak się przekręcił do właściwej pozycji. W międzyczasie zaczęłam czytać o CC. Byłam bardzo przeciwna operacji - dłuższa rekonwalescencja, możliwy brak pokarmu. Czytałam i czytałam. Po całych tonach artykułów, wypowiedzi na forach i rozmów ze znajomymi pogodziłam się z cesarką. I teraz mogę powiedzieć, że nie żałuję. Zabieg został zaplanowany na konkretny dzień, przeprowadził go mój lekarz - lekarz, który prowadził całą moją ciążę i któremu ufam. 
Faktem jest, że trochę dłużej wracałam do "normalnego życia", ale jest też sporo plusów :) mąż był z nami zaraz po porodzie i praktycznie nam (mnie i Ignasiowi) usługiwał. Zabraniał mi nosić ciężkich rzeczy, pomagał kąpać (w szpitalu) i oczywiście znosił wózek gdy szliśmy na spacer. Gdy już doszłam do siebie to to wszystko się skończyło, ale i tak jestem mu bardzo wdzięczna za pomoc.

Także, kochani nie bójcie się cesarki :) mam nadzieję, że następnym razem też tak będę rodzić :)