Zauważyłam, że moje kochane maleństwo nie lubi jabłek. W żadnej postaci. Nie zje tartego jabłuszka ani musu jabłkowego. Stwierdziliśmy z mężem, że trzeba coś z tym zrobić, bo przecież owoce też jeść powinien. Postanowiłam mu dodać nowy owoc do już dość bogatego menu. W najbliższym czasie mogłabym mu podać owoc dzikiej róży lub jagody. Hmm... skąd tu zimą wziąć takie owoce? W ogóle w tym okresie ciężko o owoce dla takiego maluszka (pamiętajcie, żeby nie dawać niemowlakowi cytrusów - silnie uczulają).
Producenci słoiczkowych dań po 4 miesiącu proponują podawać dziecku banana. Natomiast pediatrzy sugerują podanie go dziecku dopiero w 8 m. ż., ale nikt nie powiedział czy ma być on surowy czy gotowany. Może taki gotowany banan będzie lżejszy dla malutkiego brzuszka? Postanowiliśmy spróbować... i tak oto powstał nowy deserek - ryżowy z jabłkiem i bananem (przepis oczywiście znajdziecie na moim blogu z przepisami :))
Ignaś już od dwóch dni zajada się nowym, słodziutki deserkiem. Problemów z brzuszkiem nie zauważyliśmy. :)
Oswajamy się z dzieckiem :)
czwartek, 20 grudnia 2012
Szczepienia odc. 2
Drugie szczepienie także mamy już z głowy... Zalicza się do niego:
1. Błonica, Tężec, Krztusiec (DTPw) 3 w 1
2. HIB
3. Polio
Tak jak pisałam wcześniej wybraliśmy te bezpłatne szczepionki (refundowane przez NFZ). I tak samo jak wcześniej nie zaobserwowałam żadnych niepokojących odczynów poszczepiennych (poza podwyższoną temperaturą i rozdrażnieniem).
Ponieważ poprzednim razem rozpoczęliśmy szczepienia przeciwko Rotavirusom, także i tym razem musieliśmy zaszczepić Ignasia (szczepionka jest doustna). Wybraliśmy Rotarix i na szczęście była to już ostatnia dawka :)
1. Błonica, Tężec, Krztusiec (DTPw) 3 w 1
2. HIB
3. Polio
Tak jak pisałam wcześniej wybraliśmy te bezpłatne szczepionki (refundowane przez NFZ). I tak samo jak wcześniej nie zaobserwowałam żadnych niepokojących odczynów poszczepiennych (poza podwyższoną temperaturą i rozdrażnieniem).
Ponieważ poprzednim razem rozpoczęliśmy szczepienia przeciwko Rotavirusom, także i tym razem musieliśmy zaszczepić Ignasia (szczepionka jest doustna). Wybraliśmy Rotarix i na szczęście była to już ostatnia dawka :)
Moje przepisy
Kochani, zapraszam Was na mojego oddzielnego bloga tylko z przepisami na dania dla maluszków :)
Aby do niego przejść poszukajcie go w linkach :)
Aby do niego przejść poszukajcie go w linkach :)
czwartek, 13 grudnia 2012
rewolucje w małym brzuszku
W przypadku gdy dziecko karmione jest mlekiem modyfikowanym pediatrzy zalecają aby zacząć rozszerzać mu dietę już po 4 m.ż (po 6 m.ż. dla dzieci karmionych piersią). Tak też uczyniłam. :)
Szukałam długo przepisów a także co w jakim czasie powinno się dodawać do diety dziecka.
W jednym serwisie internetowym jest napisane, że w 5 miesiącu dziecku można podawać tylko marchewkę, ziemniaka, dynię i jabłko. No ale tak przez cały miesiąc tylko to? A z kolei w drugim co trzeci dzień każą dodawać do diety coraz to nowe warzywo, a po 2 tygodniach już nawet mięso kurczaka. Tu wydaje mi się, że to jednak za szybko. Zdecydowałam się na ten "wolniejszy" tryb wprowadzania nowości Ignasiowi. I tak przez ponad 2 tygodnie synek stołował się na marchewce, ziemniaku, dyni i jabłuszku. Stwierdziłam, że przez cały miesiąc nie dam rady mu tak gotować i że czas coś dodać. Ponieważ obiadki gotuję sama (i naprawdę wszystkim to polecam - głównie dlatego, że macie kontrolę nad tym co dajecie dziecku a i możecie dowolnie komponować zupki) przygotowuję je na 4-5 dni i jak się skończą to robimy nową zupkę z czymś nowym. I tak też ostatnio synek jadł pietruszkę i teraz je seler.
Z owocami jest nieco gorzej. W 5 miesiącu maleństwu wolno tylko jabłuszko, a potem dochodzą czarne jagody i dzika róża. Skąd ja to wezmę w środku zimy? Nad tym się jeszcze chwilę zastanowię, a póki co urozmaicam deserki jabłkowe (przepisy wkrótce).
Szukałam długo przepisów a także co w jakim czasie powinno się dodawać do diety dziecka.
W jednym serwisie internetowym jest napisane, że w 5 miesiącu dziecku można podawać tylko marchewkę, ziemniaka, dynię i jabłko. No ale tak przez cały miesiąc tylko to? A z kolei w drugim co trzeci dzień każą dodawać do diety coraz to nowe warzywo, a po 2 tygodniach już nawet mięso kurczaka. Tu wydaje mi się, że to jednak za szybko. Zdecydowałam się na ten "wolniejszy" tryb wprowadzania nowości Ignasiowi. I tak przez ponad 2 tygodnie synek stołował się na marchewce, ziemniaku, dyni i jabłuszku. Stwierdziłam, że przez cały miesiąc nie dam rady mu tak gotować i że czas coś dodać. Ponieważ obiadki gotuję sama (i naprawdę wszystkim to polecam - głównie dlatego, że macie kontrolę nad tym co dajecie dziecku a i możecie dowolnie komponować zupki) przygotowuję je na 4-5 dni i jak się skończą to robimy nową zupkę z czymś nowym. I tak też ostatnio synek jadł pietruszkę i teraz je seler.
Z owocami jest nieco gorzej. W 5 miesiącu maleństwu wolno tylko jabłuszko, a potem dochodzą czarne jagody i dzika róża. Skąd ja to wezmę w środku zimy? Nad tym się jeszcze chwilę zastanowię, a póki co urozmaicam deserki jabłkowe (przepisy wkrótce).
Szczepienia odc. 1
Szczepienia... był to dość kontrowersyjny temat w naszej rodzinie.
Razem z mężem chcieliśmy aby Ignaś był szczepiony szczepionkami skoagulowanymi. Niestety są płatne i kosztują sporo. Jednorazowy koszt takiej szczepionki to ponad 300 zł. Byliśmy gotowi na taki wydatek w danym momencie, ale co jeżeli później nie będzie nas stać? A jak się już wybierze "tryb" szczepień to zmienić go nie można. No i też bardzo chcieliśmy aby synek był zaszczepiony na Rotavirusy, Pneumokoki i Meningokoki - a i te sporo kosztują. Gdyby tak zsumować wszystkie - daje nam to koszt prawie 1000 zł przez 3 kolejne szczepienia - czyli 3000 zł. Hmmm... a podobno w Polsce szczepienia są bezpłatne... Te słabej jakości owszem.
Moi rodzice z kolei zabronili mi szczepić dziecko "tymi cudami" i stwierdzili, że to "nie wiadomo co" a "znajomej znajoma to nimi zaszczepiła dziecko i teraz jest warzywkiem!". Po tym ostatnim się popłakałam i nie rozmawiałam z nimi przez ponad 2 tygodnie.
Natomiast teściowie nie ingerowali w naszą decyzję tak jak moi rodzice. Po pierwszym szczepieniu gdy powiedziałam im, że mały miał 3 zastrzyki i jedno w postaci kropelek doustnie stwierdzili, że "tak nie można dziecka męczyć i że trzeba było wziąć tą szczepionkę gdzie dziecko jest tylko raz ukłute". Gdy powiedziałam im ile to kosztuje, zmienili zdanie.
Do pierwszego szczepienia (już tego poza szpitalem) wlicza się:
1. Błonica, Tężec, Krztusiec (DTPw) 3 w 1
2. HIB
3. WZW B
To oczywiście te obowiązkowe (nie dajcie sobie tego wmówić - to obowiązek obywatelski - tak jak wybory - możesz ale nie musisz).
Zdecydowaliśmy się na bezpłatny zestaw szczepień - w końcu ludzie tymi szczepionkami szczepią dzieci, a i nigdzie w sieci nie znalazłam żadnych informacji o poważnych powikłaniach po nich. Do takiego zestawu dorzuciliśmy Rotavirusy. I tak oto zamknęliśmy się w koszcie 350 zł za Rotarix. Ignaś po szczepieniu nie miał żadnych powikłań poza podwyższoną temperaturą - ok. 37,5 st. C i bólem ukłutych miejsc.
Kalendarz szczepień (źródło www.szczepienia.pl)
Kochani, jeżeli chcecie szczepić na Rotavirusy, Pneumokoki i Meningokoki to już Wam mówię (sama długo szukałam takich informacji):
1. Rotavirusy - należy rozpocząć szczepienia przed ukończeniem przez dziecko 6 m.ż. - później już się nie szczepi dziecka.
2. Pneumokoki - można szczepić od urodzenia, ale w 1 r.ż. wkłuć jest 4 - 3 w kolejnych szczepieniach i dawka przypominająca po 1 r.ż. a po 1 r.ż wkłuć jest już tylko 2. Warto jest zaszczepić dziecko gdy wysyłamy jest do żłobka, przedszkola - wtedy gdy będzie miało styczność z innymi dziećmi.
3. Meningokoki - warto zaszczepić dziecko wtedy gdy zostanie w domu z osobą starszą np.: babcią. Chorują głównie małe dzieci i osoby w wieku podeszłym. W 1 r.ż. wkłuć jest 3 + jedna dawka przypominająca a po 1 r.ż. wkłucie jest tylko jedno.
Razem z mężem chcieliśmy aby Ignaś był szczepiony szczepionkami skoagulowanymi. Niestety są płatne i kosztują sporo. Jednorazowy koszt takiej szczepionki to ponad 300 zł. Byliśmy gotowi na taki wydatek w danym momencie, ale co jeżeli później nie będzie nas stać? A jak się już wybierze "tryb" szczepień to zmienić go nie można. No i też bardzo chcieliśmy aby synek był zaszczepiony na Rotavirusy, Pneumokoki i Meningokoki - a i te sporo kosztują. Gdyby tak zsumować wszystkie - daje nam to koszt prawie 1000 zł przez 3 kolejne szczepienia - czyli 3000 zł. Hmmm... a podobno w Polsce szczepienia są bezpłatne... Te słabej jakości owszem.
Moi rodzice z kolei zabronili mi szczepić dziecko "tymi cudami" i stwierdzili, że to "nie wiadomo co" a "znajomej znajoma to nimi zaszczepiła dziecko i teraz jest warzywkiem!". Po tym ostatnim się popłakałam i nie rozmawiałam z nimi przez ponad 2 tygodnie.
Natomiast teściowie nie ingerowali w naszą decyzję tak jak moi rodzice. Po pierwszym szczepieniu gdy powiedziałam im, że mały miał 3 zastrzyki i jedno w postaci kropelek doustnie stwierdzili, że "tak nie można dziecka męczyć i że trzeba było wziąć tą szczepionkę gdzie dziecko jest tylko raz ukłute". Gdy powiedziałam im ile to kosztuje, zmienili zdanie.
Do pierwszego szczepienia (już tego poza szpitalem) wlicza się:
1. Błonica, Tężec, Krztusiec (DTPw) 3 w 1
2. HIB
3. WZW B
To oczywiście te obowiązkowe (nie dajcie sobie tego wmówić - to obowiązek obywatelski - tak jak wybory - możesz ale nie musisz).
Zdecydowaliśmy się na bezpłatny zestaw szczepień - w końcu ludzie tymi szczepionkami szczepią dzieci, a i nigdzie w sieci nie znalazłam żadnych informacji o poważnych powikłaniach po nich. Do takiego zestawu dorzuciliśmy Rotavirusy. I tak oto zamknęliśmy się w koszcie 350 zł za Rotarix. Ignaś po szczepieniu nie miał żadnych powikłań poza podwyższoną temperaturą - ok. 37,5 st. C i bólem ukłutych miejsc.
Kalendarz szczepień (źródło www.szczepienia.pl)
Kochani, jeżeli chcecie szczepić na Rotavirusy, Pneumokoki i Meningokoki to już Wam mówię (sama długo szukałam takich informacji):
1. Rotavirusy - należy rozpocząć szczepienia przed ukończeniem przez dziecko 6 m.ż. - później już się nie szczepi dziecka.
2. Pneumokoki - można szczepić od urodzenia, ale w 1 r.ż. wkłuć jest 4 - 3 w kolejnych szczepieniach i dawka przypominająca po 1 r.ż. a po 1 r.ż wkłuć jest już tylko 2. Warto jest zaszczepić dziecko gdy wysyłamy jest do żłobka, przedszkola - wtedy gdy będzie miało styczność z innymi dziećmi.
3. Meningokoki - warto zaszczepić dziecko wtedy gdy zostanie w domu z osobą starszą np.: babcią. Chorują głównie małe dzieci i osoby w wieku podeszłym. W 1 r.ż. wkłuć jest 3 + jedna dawka przypominająca a po 1 r.ż. wkłucie jest tylko jedno.
Karmienie butelką
Decyzję o karmieniu mlekiem modyfikowanym podjęliśmy z mężem po około 2 tygodniach od powrotu ze szpitala. Mam płaskie brodawki i już w szpitalu położne powiedziały mi, że będę mieć problemy z karmieniem. Ale ja chciałam... chciałam karmić synka piersią tak jak chciałam rodzić siłami natury. I tu znów los pokrzyżował moje plany. Karmiłam syna często, praktycznie nie odstawiałam go od piersi. Karmiłam z nakładkami i bez nakładek. Brodawki miałam obolałe i poranione, a Ignaś był ciągle głodny. Zasypiał na parę chwil i budził się z płaczem. Odciąganie pokarmu laktatorem również nie pomogło. Byłam wykończona. Po pewnym czasie zaczęłam go dokarmiać butelką. Igi robił się spokojniejszy (jakby bardziej najedzony) i dłużej też spał. Zdecydowaliśmy się na całkowite przejście na mleko modyfikowane. Wybraliśmy Bebilon 1 - pediatra powiedział nam, że to najlepsze z dostępnych na rynku. Dzięki wyborze tego mleka mogliśmy również zrezygnować z podawania Ignasiowi wit. K i wit. D - obydwie są w nim zawarte i to w 100% dawce.
Butelki wybraliśmy firmy Tommee Tippee. Są drogie, ale bardzo dobre. Smoczki mają kształt kobiecej piersi, dzięki czemu maluszek ładnie ssie. Są anty-kolkowe - Ignaś ma już 5 miesięcy i na palcach jednej ręki mogę wyliczyć dni w których miał kolkę. Myślę, że warto wydać troszkę więcej, ale mieć pewność co do produktu. Ale to Wasz wybór... W każdym razie - proszę nie kupujcie tych najtańszych. Poszukajcie w sieci informacji o producentach butelek i opinii o nich. Acha... jeszcze jedno do butelek konieczny jest sterylizator. Ja kupiłam używany - właśnie firmy Tommee Tippee. Sterylizator jest mikrofalowy. Wlewam do niego wodę, wkładam butelki i smoczki, wstawiam do mikrofali na max. 8 minut i wszystko jest już sterylne. Przydaje się również podgrzewać - bardzo zaoszczędza czas - 2, 3 minuty i mleko jest już ciepłe a maluszek nie musi czekać (w tym czasie można zmienić pieluszkę).
Na początku byłam bardzo speszona tym, że nie jestem prawdziwą matką i że nie karmię dziecka piersią. Mówili mi, że "przecież to takie nienaturalne", że "robię dziecku krzywdę". Nieprawda... i teraz wiem to doskonale. To ja jestem jego mamą i to ja doskonale wiem co będzie dla niego lepsze.
Już się nie boję karmić synka w miejscu publicznym butelką. Zawsze mam ze sobą ciepłą wodę w butli (w termosie) i pojemniczek z odmierzoną ilością proszku. Ludzie się patrzą... ale już się tym nie martwię. To moje dziecko i kocham je nad życie bez względu na to czy karmię go piersią czy butelką.
Butelki wybraliśmy firmy Tommee Tippee. Są drogie, ale bardzo dobre. Smoczki mają kształt kobiecej piersi, dzięki czemu maluszek ładnie ssie. Są anty-kolkowe - Ignaś ma już 5 miesięcy i na palcach jednej ręki mogę wyliczyć dni w których miał kolkę. Myślę, że warto wydać troszkę więcej, ale mieć pewność co do produktu. Ale to Wasz wybór... W każdym razie - proszę nie kupujcie tych najtańszych. Poszukajcie w sieci informacji o producentach butelek i opinii o nich. Acha... jeszcze jedno do butelek konieczny jest sterylizator. Ja kupiłam używany - właśnie firmy Tommee Tippee. Sterylizator jest mikrofalowy. Wlewam do niego wodę, wkładam butelki i smoczki, wstawiam do mikrofali na max. 8 minut i wszystko jest już sterylne. Przydaje się również podgrzewać - bardzo zaoszczędza czas - 2, 3 minuty i mleko jest już ciepłe a maluszek nie musi czekać (w tym czasie można zmienić pieluszkę).
Na początku byłam bardzo speszona tym, że nie jestem prawdziwą matką i że nie karmię dziecka piersią. Mówili mi, że "przecież to takie nienaturalne", że "robię dziecku krzywdę". Nieprawda... i teraz wiem to doskonale. To ja jestem jego mamą i to ja doskonale wiem co będzie dla niego lepsze.
Już się nie boję karmić synka w miejscu publicznym butelką. Zawsze mam ze sobą ciepłą wodę w butli (w termosie) i pojemniczek z odmierzoną ilością proszku. Ludzie się patrzą... ale już się tym nie martwię. To moje dziecko i kocham je nad życie bez względu na to czy karmię go piersią czy butelką.
Cesarka
Pamiętam, że wiadomość o konieczności wykonania cesarskiego cięcia była dla mnie szokiem. Pytałam: Jak to? Przecież chciałam rodzić naturalnie! Niestety syn zdecydował za mnie - był ułożony miednicowo.
Poród siłami natury przy takim ułożeniu dziecka jest jak najbardziej możliwy (moja mama tak rodziła), ale jest dość niebezpieczny dla dziecka i dlatego w przypadku kobiet rodzących po raz pierwszy wskazaniem do porodu jest CC.
Pamiętam, że długo prosiłam Ignasia, żeby jednak się przekręcił do właściwej pozycji. W międzyczasie zaczęłam czytać o CC. Byłam bardzo przeciwna operacji - dłuższa rekonwalescencja, możliwy brak pokarmu. Czytałam i czytałam. Po całych tonach artykułów, wypowiedzi na forach i rozmów ze znajomymi pogodziłam się z cesarką. I teraz mogę powiedzieć, że nie żałuję. Zabieg został zaplanowany na konkretny dzień, przeprowadził go mój lekarz - lekarz, który prowadził całą moją ciążę i któremu ufam.
Faktem jest, że trochę dłużej wracałam do "normalnego życia", ale jest też sporo plusów :) mąż był z nami zaraz po porodzie i praktycznie nam (mnie i Ignasiowi) usługiwał. Zabraniał mi nosić ciężkich rzeczy, pomagał kąpać (w szpitalu) i oczywiście znosił wózek gdy szliśmy na spacer. Gdy już doszłam do siebie to to wszystko się skończyło, ale i tak jestem mu bardzo wdzięczna za pomoc.
Także, kochani nie bójcie się cesarki :) mam nadzieję, że następnym razem też tak będę rodzić :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)